Z emigracją to tak jak z macierzyństwem i prawdziwą miłością!
przez ol(g)a
W tym roku minie 6 lat jak mieszkam w Berlinie!
Samej mi się wierzyć nie chce, że to już tak szybko minęło!
Muszę Wam się przyznać, że nigdy nie chciałam i nie planowałam wyjechać z Polski...
Nie jestem typem emigranta!
Lubię podróże, ale najbardziej z nich lubię jednak powroty do domu!
W Polsce było mi też bardzo dobrze dlatego nigdy nie przeszłoby mi nawet przez myśl, że kiedykolwiek się z niej wyprowadzę! Miałam swoje plany, marzenia... Zresztą zawsze chciałam mieszkać z Mamą i Tatą (albo przynajmniej obok)
Jednak jak wiadomo życie pisze czasem inny scenariusz! To co miało być możliwe stało się nagle niemożliwym i trzeba było główkować co zrobić aby wyszło jak najlepiej! A że nie jestem osobę stateczną musiłam działać, wziąć sprawę w swoje ręce...
I tym sposobem- stawiając wszystko na jedną kartę, wierząc w romantyczną miłość, gotowa na zmiany i otwarta na nowe, w marcu 2009 roku zamieszkałam w stolicy Niemiec!
Swoją emigrację przechodziłam książkowo, bo nie wiem czy wiecie, ale literatura wyróżnia cztery etapy życia na emigracji.
Pierwszy etap nazywa się "miesiącem miodowym"! Piękna nazwa, bo i piękny etap ;) Taki nieśwadomy, trochę głupkowaty, jak na haju...
Osoba emigrująca znajduje się w stanie euforii.
Wszystko co nowe wydaje się ciekawe, lepsze. Najmniejsza rzecz zadziwia! (efekt wpuszczenia dziecka ze wsi do miasta)
Najczęściej na tym etapie nie dostrzega się większych różnic kulturowych, a wręcz nowa sytucja, nowy język i nieznana kultura facynuje! ;)
W tym czasie Berlin wydawał mi się jak z bajki! Tyle atrakcji, tyle możliwości! Uczyłam się języka, ale też i życia, funkcjonowania w tak wielkim mieście! Poznawałam nowych ludzi, nowe kultury! Chłonęłam wszystko jak ręcznik papierowy chłonie porannne rozlane przez Jaśka mleko!
Czas ten wspominam z uśmiechem na twarzy! Czułam się jak damski, polski Robinson Crusoe! Tyle siły, emocji...
Ale jak to właśnie w bajkach bywa wszystko, co piękne po jakimś czasie musi się skończyć.
Po "miesiącu miodowym" trwającym u mnie jakiś rok, zaskoczył mnie okres zwany etapem "irytacji i wrogości".
Ja nazwałabym go nawet etapem lekkiej depresji albo etapem "doła" . Wszystko wydaje się głupie, ludzie niemili, język wkurzający!
Pojawia się złość,tęsknota za krajem, wrogość czy nawet odrzucienie obcej kultury. Nagle wszystko, co wcześniej było ciekawe, piękne przestaje fascynować, cieszyć! To tak jakby się ściągnęło rózowe okulary! Nagle przejrzało na oczy...
Całe szczęście, że przez ten rok poznałam już kilka fajnych osób, uczyłam języka polskiego w Polskim Towarzystwie Szkolnym , miałam ciągłe wsparcie ze strony męża, no i rodzinne miasto do osiągnięcia w przeciągu niecałych 2h!
Oj najezdziłam się wtedy w tę i z powrotem:)
I dzięki Bogu, że miałam taką możliwość, bo w innym wypadku pewnie spakowałabym torby i wróciła do Polski!
Właśnie w tym etapie dużo osób poddaje się i wraca do ojczyzny!
Do trzeciego etapu "konkursu" przechodzą więc tylko najwytrwalsi, ogierzy;) Jest to okres "dostosowania", dopasowania się, który charakteryzuje się przezwyciężeniem swojej niechęci do obcej kultury, do nowego kraju. Emigrant stara się w końcu zrozumieć daną kulturę dostrzegając w niej zarówno wady jak i zalety. W fazie tej wzrasta poczucie bezpieczeństwa, osoba zaczyna się godzić z sytuację, a nie tylko marudzić jak mu jest źle...
Pełna akceptacja środowiska,otoczenia i w końcu znowu pojawia się słońce!
W tej fazie na świecie pojawił się Jaśkowy, bo właśnie wtedy już wiedziałam, że jestem w pełni gotowa na życie tutaj!
Ostatnia faza, to już pikuś, sama przyjemność! Literacko nazywa się bikulturalizmem i polega na pełnej akceptacji nowej kultury. Emigrant przezwycięża swoją niechęć do danego kraju i co najważniejsze przyjmuje pewne cechy kulturowe środowiska w którym przebywa. Osoba ta czuje się w końcu akceptowana i też kompetentna w obu kulturach. Odnajduje swoje miejsce i rolę w społeczeństwie!
Czyli jakby nie patrzeć happy end! *
Jak widać droga jest długa i wyboista, ale koniec szczęśliwy, więc warto to przetrwać i nie poddawać się!
Ale w gruncie rzeczy jasne jest chyba, że nie miejsce, nie kraj zamieszkania odgrywająaw naszym życiu najistotnijszą rolę, to nie one sprawiają, że jesteśmy szczęliwi! Najważniejsza jest bowiem rodzina, miłość. ciepło, a czy nasz dom znajduje się w Europie czy Afryce, to już jest najmniej ważne!
* więcej na ten temat możecie poczytać: J,Maciejewski, M.Bodziany, Integracja i asymilacja kulturowa jako obszar odniesień do koegzystencji narodów w wielokulturowym świecie, w : Społeczeństwo wielokulturowe wyzwaniem w pracy nauczyciela, pod red.J.Horyń, J.Maciejewski, Wrocław 2011,s.25.
mnie czeka i emigracja i macierzyństwo na tej emigracji... czy aby nie porywam się na zbyt wiele?;) mam nadzieję, ze nie i póki co jestem pełna dobrych myśli:)
OdpowiedzUsuńWszystko na pewno bedzie dobrze!moze nawet z dzieckiem lepiej przez to przejść i razem przechodzić przez te wszystkie fazy?:) w każdym razie trzeba pozytywnie myślec!powodzenia życzę!!
OdpowiedzUsuńTo mnie trochę przeraziłaś :D kurcze, czy ja na pewno chcę mieszkać w Niemczech ? też jestem strasznie z rodzicami związana i chyba gdybym naprawdę już miała się przeprowadzić to najciężej byłoby mi żyć ze świadomością, że rodzice są daleko.
OdpowiedzUsuńKamila lepiej w Niemczech niż np.w Stanach:)wsiadasz w auto i po kilku h jestes w Polsce!!a marzenia trzeba realizować,najpierw Grecja a pozniej de:)
UsuńPotwierdzam. Tak było. Przeszłam przez te etapy i trwalo to kilka lat. Dziewczyny, powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńCzyli jestes zdrowa:)pozdrawiam
UsuńCzyli u mnie trwa teraz miesiąc miodowy :) chociaż teraz trochę inaczej na to patrzę bo to moja druga emigracja. Pierwsza trwała 3 lata i wróciliśmy do pl. Niestety życie w pl bardzo nas rozczarowało i dlatego wiem, że tym razem już tam nie wrócimy. Tylko rodziców w pobliżu brak :( to największy minus emigracji
OdpowiedzUsuńoo tak brak rodziny to najwększy minus!;( Dacie radę! A gdzie stacjonujecie(jeśli to nie tajemnica) ;)
UsuńPewnie, że nie tajemnica.Mieszkamy w Ludinghausen 40 km od Dortmundu :)
UsuńNie wiem na jakim jestem etapie, ale chyba gdzieś pomiędzy pierwszym a drugim. Wyjeżdżając do UK stwierdziłam, że dam sobie dwa lata, jeśli nie ułożę sobie tutaj życia wracam. A pierwszy etap przeszłam książkowo na pewno :)
OdpowiedzUsuńI co? zadowlona jesteś z wyjazdu?jak długo już jesteś? Pozdrawiam
UsuńZgodzę się co do etapów emigracji, jestem między drugim a trzecim chyba... ale nie porównywałabym do macierzyństwa. Bo z emigracji można wrócić legalnie, z macierzyństwa raczej nie... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOlu, pisząc tytuł posta i porównując go do macierzyżstwa miałam na myśli właśnie etapy emigracji a nie samo zjawisko ;) Pozdrawiam serdecznie
UsuńJa bym do trzeciego etapu dopisała sytuacje, kiedy czujesz się w 'domu' tym pierwszym już obco... Przyzwyczaili się, że Cię nie ma. Nie ma dla Ciebie miejsca. A rozmowy zaczynają przypominać wymianę informacji a nie dotykanie duszy. Wtedy czujesz, że w tym nowym domu jednak jesteś bardziej 'u siebie'.
OdpowiedzUsuńA może to właśnie powoduje koniec etapu nr 2 i początek kolejnego...?
;) co w tym jest;)
UsuńU mnie to wszystko trwało duzo, duzo dłużej.... Dostosowywanie sie po ja wiem 10 latach a dół.... Chyba z 8 lat...
OdpowiedzUsuńJa myle, że to dużo zależy też od miejsca naszej emigracji! Mi łatwiej bylo przejść drugi etap, bo mam dość blisko do Polski, która w tym wypadku była dla mnie szalenie ważna - działała jak terapia;) Pozdrawiam i życzę samych cudownych dni!
UsuńTo się mniej więcej zgadza. U mnie faza pierwsza była dość krótka - poniżej roku. Druga trwała 2-3 lata. A potem to już z górki. Ale zauważyłam, że niestety nie wszyscy tak mają. Bardzo wielu Polaków niestety tę drugą fazę przeciąga moooocno. Niektórzy nawet w nieskończoność. Bo żeby ona przeszła w tę trzecią trzeba się pozbyć poczucia tymczasowości. Zbudować sobie własną stabilizację. A są osoby, które ciągle zakładają, że są gdzieś tylko na chwilę, że popracują i wrócą, najlepiej z górą zarobionej kasy, którą wydawać będą w Polsce. A czas mija , emigracja trwa, nieraz do końca życia, o oni ciągle nie są w domu. Takie życie wydaje mi się nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
Masz rację Gosiu! Takie "przeciąganie" może wpłynąć tylko negatywnie, bo po jakimś czasie człowiek ani w Polsce ani w tym "nowym" państwie nie czuje się komfortowo... Emigracja nie jest łatwa! Ale jak się na nią decydujemy, to musimy twardo przez te etapy przejść, a póżniej będzie już tylko lepiej ;) Pozdrawiam
UsuńU mnie pierwsza faza była bardzo krótka, ta druga wciąż trwa, ale jest już odrobinę lepiej. Dałaś mi nadzieje, że jeszcze mi się w tych Niemczech spodoba tak do końca, że będę w pełni szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńBędziesz szczęśliwa! Ważne jest aby stworzyć sobie własną, oswojoną przestrzeń! Dla mnie takim miejscem jest mój dom, który urządziłam sobie tak aby czuć się jak w domu! To był pierwszy krok! Póżniej powoli zawierane znajomości z sąsiadami i z dnia na dzień było lepiej! U Ciebie też tak będzie! Trzeba tylko w to wierzyć i nastawiać się optymistycznie! Pozdrawiam ciepło!
Usuń