Archiwum dla lutego 2015

Syndrom wicia gniazda

Jak nic właczył mi się syndrom wicia gniazda!

I nawet nie chodzi o to, że mogłabym wydawać teraz miliony, kupować tonami zarówno dla Julka, Jana jak i dla siebie, ale wzięło mnie też na zmiany...

Mam ochotę ściany przemalowywać, meble przestawiać, stukać, wiercić...
I choć lubię swój dom, lubię jego klimat, meble, to nosi mnie...

Nosi żeby coś jednak zmienić!

Porobiłam już porządki w szafach, posegregowałam pościele, ręczniki.
Powyrzucałam połowę zbędnych rzeczy, pozbyłam się bibelotów, pokupowałam kilka nowych dekoracji...

Przejrzałam nawet już ciuszki po Janie i  przygotowałam je dla Juliana... (I choć do porodu jeszcze trochę czasu, to one już poprane i poprasowane czekają... )

Ale to nie wystarcza...to zaspakaja "głód" tylko na jakiś czas!

Mam ochotę ciągle na więcej, więcej i jeszcze więcej...

Poprzestawiałam więc wczoraj meble w salonie...Zmieniłam zasłonki, pomyłam okna...

Ale dzić znowu czegoś mi się chce...

Mam wrażenie, że mogłabym teraz świat zdobywać, góry przenosić, o ojczyznę walczyć...tyle we mnie mocy!!


I co tu dalej począć....? skoro gniazdo już uwite jest, a ptaczysko dalej niezaspokojone...







25 tydzień ciąży

25 tydzień ciąży przeszedł do historii..

Za nami drugie badanie prenatalne oraz picie obrzydliwej glukozy...
Nie lubię tego badania, bo nie dość, że trzeba iść na nie  na czczo, co będąc w ciąży jest już mega wyzwaniem, to trzeba wypić butlę tego świństwa i na dodatek spędzić u lekarza ponad dwie godziny!
Dwie godziny w poczekalni...Horror!

Ale to już za nami...Przed nami już tylko rosnący brzuch, puchnące nogi i palce oraz kilka przyjemnych spotkań z synkiem dzięki comięsięczym usg!(na przykład dzisiaj) No i poród - rzecz jasna, ale o tym jeszcze nie myśle...Chociaż do tematu za jakieś 4 tyg.będę musiała poważnie podejść, bo do szpitala trzeba się zameldować...

Drugi trymestr zdecydowanie mi służy! Czuję się świetnie, mam w sobie dużo zapału i energii! Do kwietnia mam przerwę semestralną na studiach, więc ogarniam dom, gotuję, piekę i ...wydaję "fortunę", bo włączył mi się akurat syndrom "wicia gniazda"( ale o tym innym razem).

Brzuszkowy chłopczyk, a brat Jana otrzymał już imię - Julian!
Jan i Julian!
Pasuje, co?
Moje jotki!
Jeszcze jeden mężczyzna mojego życia ma imię na J , więc tym bardziej łatwiej było mi wybrać imię dla maleństwa. W grę wchodził jeszcze Juliusz, ale nic straconego - to imię wykorzystamy w przysyłości;)

Jak na razie nie przytyłam zbyt wiele i na dzień dzisiejszy ważę 56 kg. W zasadzie ciąża ta nie różni się zbyt wiele od tej pierwszej- Jaśkowej. Tak samo się czuję, tak samo tyję i prawie tak samo wyglądam ( tylko niestety jestem 4 lata starsza ;( )


Pięknego, słonecznego dnia!
Ol(g)a

Wyidealizowany świat Instagramu

Wchodzę na tę aplikację od jakiegoś czasu dość regularnie... Tydzień mam szał - wstawiam zdjęcia, podglądam innych... Póżniej na kolejny tydzień  się obrażam, buntuję.... Buntuję przeciw idealnemu światu...
Bo przecież wiem, że rzeczywistość wygląda inaczej, że ludzie walczą o każdy grosz, że cisną się w czwórkę w kawalerce, bo na większe mieszkanie ich nie stać, że odmawiają sobie przyjemności aby dziecko posłać do szkoły muzycznej...walczą o lepszą przyszłość, a czasem nawet o życie...

Znam też ludzi, którzy mają dużo, którzy nie muszą liczyć...Tacy, którzy mają wielkie, piękne domy, a pod nimi przynajmniej dwa wysokiej klasy auta...kórzy są w stanie spełnić każdą zachciankę swojego dziecka... Ale ich znam o wiele mniej!

Najwięcej znam tak zwanych "średniaków", Stać ich na spłacanie kredytu za dom lub mieszkanie, mogą pozwolić sobie na urlop, mogą posłać dziecko na dodatkowe zajęcia, żyć rozsądnie....

A na instagramie tymczasem życie toczy się  niczym złota kula po czerwonym dywanie...
Wszyscy są przeszczęśliwi i przepiękni! Wszyscy to ta klasa wysoka, z  porsche pod  wielką chatą... A przynajmniej wszyscy na takich tam wyglądają...albo na takich się kreują...

Tam każdy ma cudne, wystylizowane dziecko.
Obowiązkowo w Hunterach, plecakiem Kanken i na hulajnodze maxi micro!
Każdy ma  wielki, stylowo urządzony dom! Biała kuchnia, ciemna łazienka, styl skandynawski albo glamour!
Mamuśki odwalone, wymalowane i z modna fryzurą! Kors to już norma...
Do zrobienia makijażu używają naturalnie tylko kosmetyków Chanel!
Wszyscy mają mnóstwo czasu, wszyscy uprawiają sport, wszyscy jedzą sushi i muszle....
W komentarzach przepychanka i przechwalanka typu "też mam tę torebkę" albo "moja właśnie w drodze" ...

Aż czasami rzygać się chce od tego piękna graniczącego z idelizmem...Od tego świata, który jest jedynie małym ułamkiem rzeczywistości! Od świata, który nie istnieje...

Rzygać się chce patrząc na próżność ludzi....na ich megalomanie!

A najbardzij to rzygać się chce z własnej głupoty i z tego, że człowiek sam się w to gówno daje wciągnąć...



Jak szukać dziewczyny?

Wieczorem, po czytaniu, podczas przytulań, bierze Jaśka zazwyczaj na poważne rozmowy! Raz pyta o Boga, innym razem o budowę wulkanów czy układ słoneczny. Często rozmawiamy o przyszłości, jak to będzie kiedy on już dorośnie i będzie lekarzem- astronautą, będzie miał swój dom, żonę, dzieci...
Wczoraj podczas takiej rozmowy mój ciekawski Elfik zapytał o dziewczyny, a dokładnie

Jak szukać dziewczyny? 

Pytanie rzecz jasna wywołało uśmiech na mojej zmęczonej twarzy, ale skoro padło, to musiałam na nie odpowiedzieć!
Doświadczenie w tej kwestii rzecz jasna mam kiepskie, bo dziewczyny nigdy nie szukałam, ale zgodnie z prawdą opowiadam temu mojemu szkrabowi, że zazwyczaj nie trzeba jej szukać, bo znajduje się sama, że można ją poznać w szkole, na urlopie, w pociągu, w parku...że rzadko jest tak, że ktoś chodzi i szuka z premedytacją dziewczyny czy też chłopaka, że zazwyczaj miłość przychodzi sama...i to w najmniej oczekiwanym momencie!
Oczywiście po drodze padło sto innych pytań typu co oznacza "w najmniej oczekiwanym momencie" czy "premedytacją"...więc znowu tłumaczę, starając się tym razem tak dobierać słowa żeby były zrozumiałe dla Elfa, bo jestem już na tyle zmęczona,że jedyne o czym marzę, to tylko sen...a nie kolejne biliard pytań! 
Zapada cisza...Pewnie w jego głowie wiruje mnóstwo myśli, próbuje przerobić to na swój język... I nagle kolejne pytanie. Pytanie, które pokazuje na ile mój młodzieniec zrozumiał naszą poważną rozmowę ;)

Mamo czy jak będę większy pomożesz mi znaleźć dziewczynę?

Kochanie, z wielką przyjemnością - odpowiadam urywając rozmowę...
( A najlepie to Ci ją sama wybiorę - pomyślałam w żartach) Po czym wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy!

Tej samej nocy, Jaśkowy przebudzony przytula się mocno i szepcze ...Mamo, kocham Cię...

I ja Cię kocham mój mały mężczyzno... - odpowiadam i ze łzami w oczach... Próbuję ponownie zasnąć jednocześnie dziękując Bogu za swoją "odnalezioną" miłość, dzięki której mam tego małego najukochańszego Elfa!


Czy warto inwestować pieniądze w ubrania ciążowe?

25 tydzień ciąży!

Powiększam się w trybie "natychmiastowym". Brzucha nie da sią już ukryć!  Na szczęście jak na razie tylko ta część mojego ciała zwiększa objętość!
Nie, nie, nie - cofam!!! Moje piersi w końcu też są zauważalne!! (Przynajmniej taki plus tej ciąży)
Gdyby nie ten brzuch, to wyglądałabym jak Pamela Anderson!  (biorąc pod uwagę tylko cycki, bo twarz średnio podobna )

Nie mieszczę się już w spodnie sprzed ciąży, to znaczy nałoże je, ale nie zapnę, a moda na chodzenie z rozpiętym rozporkiem i niezamkniętym guzikiem niestety jeszcze do nas nie dotarła!  Hmmm? Może czas pomyśleć nad jej wprowadzeniem?

Bluzki, a przynajmniej większość z nich, zrobiły się za krótkie! I o ile  moda na odsłonięty brzuch aktualnie panuje, to nie do końca jestem przekonanan czy akurat wszyscy mają ochotę oglądać mój słodki brzuchol z wypchanym pępkiem!

Tak więc chcąc nie chcąc musiałam zaopatrzyć się w kilka nowych ciuszków!

W tym celu wybrałam się do sklepu rozpoczynającego się na literę H, a kończącego na M, w którym to egzystuje dział dla ciężarnych!

W przypadku spodni nie miałam problemu i dylematu, bo jeansy to od zawsze podstawa mojej garderoby! Kupiłam trzy pary - dwie granatowe i jedną czarną! Wszystkie oczywiście z gumką w pasie!  Inne rzeczy ani mnie nie zachwciły, ani nie uważam za słuszne posiadanie ich w swojej garderobie!

Z doświadczenia zdobytego podczas ciąży z Jaśkiem wiem, że doskonale można sobie poradzić bez typowo ciążowych ciuchów( wyjątek u mnie stanwią właśnie jedynie spodnie, ale jak ktoś np. lubi chodzić w sukienkach i rajstopach/leginsach itp, to obędzie się i bez tego zakupu).





Jeśli chodzi o modę, to jestem w tym wypadku minimalistką i w zasadzie w mojej szafie przeważają jeansy, topy, t-shirty i rozpinane sweterki, koszule bądź marynarki. I wiecie co - wszystkie te rzeczy można świetnie wykorzystać podczas ciąży!

Tak samo jak przed ciążą, tak i teraz podczas ubieram jeansy, na góre jakiś top lub t-shirt ( mając spodnie z gumka spokojnie można ubrać nawet te starym rozmiarze) i na wierzch np. sweterek, którego oczywiście nie dam rady zapiąć, ale też nie ma takiej potrzeby.



Reasumując: Nie warto zmieniać całej dotychczasowej garderoby na tę tak zwaną ciążową! Zalecam - dla własnej wygody zaopatrzyć się jedynie w spodnie z pasem i ewentualnie w razie potrzeby w zwykłe bluzki w rozmiarze większym niż normalnie nosimy.

Ol(g)a