Archiwum dla czerwca 2014

Jak to w Niemczech na Ty do wszystkich się mówi...

Od początku mojego pobytu tutaj, a mieszkam w Berlinie już  5 lat, nie mogę zrozumieć tego jak dzieci w przedszkolu do swoich wychowawców na "Ty" mówią... 

Kiedy tutaj przyjechałam postanowiłam zrobić praktyki właśnie przedszkolu i pamiętam, że nadziwić się wtedy nie mogłam z jaką swobodą maluchy zwracają się do 45letniej wychowawczyni  po imieniu, kiedy mi to przejść przez gardło ani nie chciało ani nie mogło....

Dziś idzie mi już trochę lepiej, ale mimo to nie podzielam w tej kwestii zdania Niemców i  uważam, że dzieci powinny, chociażby z powodu samej różnicy wieku, zwracać się do swoich wychowawców per Pani/ Pan.

Nie podoba mi się to, że na osiedlu naszym dzieci po imieniu zwracają się do rodziców swoich towarzyszy zabaw, że Klauda jest Klaudią, a nie Panię Klaudią...

I sama mam mętlik w głowie jak tego mojego syna uczyć i chyba poprzestanę na tym, że tutaj będzie mówił tak jak inni mówią. a w Polsce będzie musiał się po prostu przestawiać i do starszych zwracać się per Pan/Pani ....

Swoją drogą Niemcy są trochę śmieszyni i niekonsekwetni, bo:

1. już w szkole (czyli 5-6 latkowie) muszą zwracać się per Pani/Pan d swojego nauczyciela

2. Nie ma u nich czegoś pośredniego, typu Pani Klaudia, Pan Hans tylko albo jest Klaudia, Hans albo Pan Koch czy Pani Koch, czyli połączenie z nazwiskiem...

Więc  w Niemczech się jest albo Kasią albo Panią Kowalską. nigdy Panią Kasią :)

A jakie jest Wasze zdanie na temat zwracania się do osób starszych po imieniu? Jak to wygląda w przedszkolach Waszych dzieci?




Szczęściara, która ma...

Jestem szczęściarą!
Bogatą szczęściarą!
I nie o dobra materialne mi chodzi....
Zobaczcie jak statystycznie wygląda to moje szczęście

Mam milion znajomych, bliższych i dalszych...
Mam sporą rodzinę...
Mam mnóstwo czasu dla mojego syna
Mam tysięce pięknych wspomnień
Mam jednego męża, który jest jak 6 wygrana w totka
Mam wspaniałych rodziców, którzy zawsze są przy mnie
Mam jedną siostrę, która zawsze mnie wesprze
Mam kufer pięknych zdjęć z przeszłości
Mam wiele planów na przyszłość
Mam paru oddanych przyjaciół, na których wiem, że mogę zawsze liczyć
Mam....


Mam po prostu szczęście...

Szkoda, że nie każdy je ma....




Miłego, szczęśliwego dnia!

Kiedy...

Kiedy przelewam Janowi herbatę z kubka do kubka, w celu ostudzenia jej, myślę o moim Tacie, bo on  mi tak zawsze robił... nawet wtedy kiedy chodziłam już do ogólniaka

Kiedy idę z Janem przez park, obserwując wiewiórki i śpiewając, myślę o mojej Mamie, która odbierając mnie z przedszkola, mimo zapracowania zawsze miała czas aby przystanąć i poobserwować ze mną przyrodę...

Kiedy pocieszam Jana, który właśnie upadł, myślę o  Tacie, który zawsze jak przynsiołam gorszą ocenę  umiechał się mówiąc " uczeń bez jedynki, to jak żołnierz bez broni".

Kiedy wiozę Jana na rowerze, myślę  o  Mamie, która woziła mnie czerwonym składakiem...

Kiedy drżę z obawy, że Janowi może się coś stać lub kiedy jest chory, widzę Moich Rodziców, którzy na zmianę masuję mi bolący brzuch i zbijają okładami temperaturę...

Kiedy  na obiad serwuję drugi raz w tym tygodniu makaron, myślę o mojej Mamie, która mimo stu tysięcy obowiązków i pracy na trzy zmiany zawsze urozmaicała i gotowała przepyszne obiady...

Kiedy nie potrafię namalować Janowi kota, myślę o Tacie, który malował najpiękniejsze konie i misia z kredką

Kiedy ....

Kiedy powtarzam Janowi jak bardzo go kocham, myślę o moich Rodzicach, których kocham nad życie!


Miłej nocy

Kot i dziecko



"Obcując z kotem, człowiek ryzykuje jedynie to, że stanie się wewnętrznie bogatszy."

Colette




Kiedy wróciliśmy do domu ze szpitala ze świeżo urodzonym Jasiem nasze Koty - Klakier i Kiruś, zapewne nie wiedziały o co w ogóle w tym wszystkim kaman. Obwąchały i tyle...  Ważne było dla nich to, że pojawił się wózek i łóżeczko, czyli nowe, ciepłe miejscówki do leżakowania.

Każdy kot ma inny charakter... U nas jeden - Klakier jest mega potulny, przyjazny dzieciom, pozwalający łapać za ogon, przytulać się. 
Drugi - Kiruś, od początku był bardzo niezależny i niestety fałszywy...a w stosunku do mnie nawet agresywny! 
Wiedziałam, że Janowi raczej nic nie powinien zrobić, ale dmuchając na zimne oddaliśmy go pod opiekę moim rodzicom...

Tak więc Jan od urodzenia obcuje z kotem,którego uwielbia i przez którego również uwielbiany jest! 
Klakier jest jak pies, kiedy Jan w nocy się budził on był błyskawicznie przy nim, kiedy Jan go zawoła przychodzi. 
Jan karmi Klakiera i otwiera mu drzwi, kiedy chce wyjść na dwór.
Klakier pozwala mu za to się na siebie kłaść i z sobą bawić! 
Taka ot symbioza!









Ręka do góry kto ma kota i dziecko pod jednym dachem?

Miłego...

urodzinowy strach


Angina, wirus i siedem nieprzespanych nocy...
To już za nami... i .lepiej już myślami nie powracać...

Nie tak planowałam sobie poprzedni tydzień.... Miało być rodzinnie, urodzinowo, a było chorobowo...



W środę obchodziłam 29-te urodziny! I wszystko byłoby wpaniałe gdyby nie wizja, że za rok będę miała już lat 30!!

Cholernie boję się przekroczyć ten próg! W zasadzie ta myśl nie daje mi spokoju, powraca jak bumerang...

30 to  brzmi tak drosło (żeby nie powiedzieć staro), tak poważnie....

A ja się wciąż mlodo czuję, na 20, góra 25 lat! 

A tu mnie 30 goni!


Za rok schowam się przed światem, zamknę w sypialni i prześpię...przepłaczę....

I przecież wiem, że to nie koniec świata, że życie ponoć po 40stce się zaczyna, to mimo to ciężko mi podejść na luzie do tego tematu...

Mam nadzieję, że przez ten rok się coś zmieni ...i przyjmę z pokorą ten swój śmiesznie brzmiący wiek!!

A czy Wy też macie takie infantylne problemy jak ja czy to tylko ja oszalałam?

Dobrze, że mam tego słodkiego łobuza, bo inaczej chyba całkowicie zwariowałabym :)



Jednodniowa Jaśkowa wycieczka

Pamiętacie to uczucie , tą całą otoczkę, atmosferę związaną z wyjazdami na wycieczki szkolne?

Bo ja doskonale...

Noc poprzedzająca taki wyjazd była oczywiście mega niespokojna, martwiłam się, że zaśpię, że nie usłyszę budzika...
A kiedy udało mi się już zasnąć sniło mi się oczywiście najgorsze, że zapomnieli mnie wziąć, że autobus się zepsuł czy, że nie miałam biletu...


Tak było kiedyś....

Na długo to uczucie zniknęło z mojego życia....czasy szkolnych wyjazdów już dawno za mną...

Za sprawą Jana i jego dzisiejszej wycieczki przedszkolnej do parku rozrywki,  miałam okazję przeżyć to uczucie  jeszcze raz, jeszcze raz poczuć stres związany z wyjazdem.... Budzić się w nocy i zerkać na zegarek...

I chociaż teraz od innej strony, to w sercu i w duszy to samo uczucie...

Uczucie ekscytacji, ale też  niepewności i strachu...

Przygotowania do tej  jednodniowej wycieczki  trwały już od tygodnia

Zastanawiałam się co Elfowi do plecaka spakować.

I wiecie co spakowałam oprócz przekąsek i picia?

Wszystkie możliwe numery telefonów, za pomocą których można się ze mną skontaktować!!

I jestem odrobinę spokojniejsza!

A następnym razem jadę po prostu z nimi :)



 Miłego dnia kochani!

Przed nami piękny, sloneczny długi weekend!

P.S. Zapraszamy do polubienia nas na fb. Znajdziecie nas pod " Co Janek zrobił? "

Chcę mieć dużo dzieci!

Zabrzmi to conajmniej śmiesznie, ale marzę o dużej rodzinie już od 15stego roku życia...

Kiedy jeszcze sama bylam dzieckiem, pózniej juz nastolatką opiekowałam się dziećmi sąsiadów...
Mimo, że jak wspomniałam powyżej, sama byłam jeszcze dzieckiem, łączyła mnie z tymi dziećmi wyjatkowa więź!
Niegdy nie miałam młodszego rodzeństwa, więc nie potrafię tej więzi nazwać, ale to było coś chyba na tym pograniczu, albo i nawet ciut więcej...

E. i M. byli dla mnie wyjątkowo ważni...
Przy nich nauczylam się odpowiedzialności, miłości i poczułam pierwsze objawy instynktu macierzyńskiego..
Poważnie!
Pokochałam spędzać z nimi wolny czas...

Wtedy kiedy moi rówieśnicy uprawiali sport czy uczęszczali na jakieś inne kółka zainteresowań ja wolałam spędzić ten czas z E. i z M. np.spacerując...
Czerpałam z tego dużo przyjemności!
Ich przeprowadzkę do innego miasta bardzo przeżyłam... Nikt mnie nie rozumiał...
Miałam wtedy 14 lat! Tęskniłam....Do dziś tęsknię....

Od tamtego właśnie momentu marzę o dużej rodzinie, o domu pełnym dzieci...

I choć czasami Jan na narwy mi działa, chociaż czasami mam ochotę uciec, czasami krzyczeć z nerwów i bezradności, to wiem, że chcę mieć jeszczę przynajmniej  z dwójkę dzieci.... wiem, że dzieci to moja droga do szczęścia...czasami kręta, bolesna, ale bezwzględnie -  najcudowniejsza!!!







Dzień Dziecka 2014!

Kto nas czyta ten wie, że właściewie co weekend staramy się Janowi zapewnić jakąś atrakcję...
Jak nie wyjazd do Polski, do Dziadków, to park rozrywki, jezioro czy muzeum. Zawsze coś, co sprawi naszemu Elfowi radość!
To nasz priorytet!

Dlatego festyn z okaji Dnia Dziecka nie był dla Jana czymś wyjątkowym. Bardziej cieszył się z faktu, że spotka się z Olą i Alexem!

Tego dnia nie zabrakło oczywiście prezentów, lodów i balonów...




Miłego dnia
Ol(g)a

Czy jestem złą mamą, tylko dlatego, że moje dziecko jest niejadkiem?

Słucham Elvisa obierając warzywa na zupę ogórkową...
Gotuję ją oczywiście dla Jana, bo wiem, że  lubi i na pewno ją zje...

Podryguję nogą i tylkiem, bo przy takiej muzyce nie da się stać nieruchomo...
Uśmiecham się, bo jest pięknie, bo świeci słońce, bo nie mam przecież powodów do smutku...

Rozmyślam....

o wczorajszym dniu dziecka, o całym tygodniu, o angielskim, o piątkowej wycieczce Jana z przedszkolem do parku rozrywki... o wszystkim...
układam sobie plan obiadów na cały tydzień, plan obowiązków i listę zakupów, a nawet to, co zapakuję Janowi na piątkową wyprawę do plecaka...

Staram się być dla Jana dobrą mamą...

Staram....bo jest moim największym skarbem, bo marzyłam o nim od lat, bo kocham go nad życie i chcę dla niego jak najlepiej...

Ale czasami już sama w to wątpię, a nawet czasem zaczynam wierzyć w to, że jestem złą mamą...
skutecznie pomgaję mi w tym inni, którzy wbijają szpilkę w wrażliwe dla mnie miejsca...

Krytyka boli, skutecznie obniża samowartość...

Jan jest typem niejadka, od zawsze...

Był czas, że skakałam nad nim, śpiewałam, denerwowawałam się, radziłam pediatry...  Dużo o tym z mężem rozmawialiśmy...

Wyluzowaliśmy...przyjęliśmy taktykę, która polega na tym, że Jan zjada tyle ile chce i co chce, a nie tyle ile my chcemy i co my lubimy...

Dzięki temu pozbyliśmy się stresu i nerwówki, która towarzyszyła nam przy każdym jedzeniu...

I Jan żyje i ma się dobrze, jest zdrowy, rozwija się prawidłowo....i to jest najważniejsze!

I może jest mniejszy od niektórych rówieśników, ale dla mnie to nie jest żaden wyznacznik!


Pozwalam też Janowi się brudzić, moczyć, skakać po kałużach, paplać się w mące, pomagać mi w kuchni, lepieć plasteliną...

Nie denerwuję się tym, że spadło mu coś na ziemię, że coś zepsuł ...że przebieram go już trzeci raz w ciągu dnia...


Jestem szczęśliwa, że ma w sobie tyle zapału, tyle chęci do poznawania nowego...



Każdy rodzic wychowuje swoje dziecko na swój sposób, jeden z dzieckiem śpi - drugi nie, jedna matka karmi piersią - druga nie ma na to ochoty, jedna mama czyta na dobranoc- druga nie, jedna karmi do 3ciego roku życia- inna pozwala bardzo szybko samodzielnie jeść... SZANUJMY TO!

Każda matka jest inna, ale każda tak samo kocha swoje dziecko!!!

Tak samo jak dziecko, tak i mama lubi  przyjmować pochwały a nie słowa krytyki!

Krytykujmy więc jak najmniej (albo i najlepiej wcale) 
Chwalmy jak najwięcej!




Miłego dnia!

Ol(g)a