piatek- prawie jak 13-tego

przez


Wczorajszy piatek byl wyjatkowo okropny. Od rana nic mi nie wychodzilo i wszystko wypadalo z rak! jan byl marudny, a ja jakby nieobecna i roztrzepana.
Postanowilam wyjsc z malym na spacer by zaczerpnac swiezego powietrza i nabrac pozytywnej energii. Przy okazji naszego spacerowania chcialam zajsc do sklepu i odebrac zamawiane swiateczne kartki. Wychodzac z domu swiecilo sloneczko, po drodze natomiast zlapal nas mocny deszcz i jakby malo tego zerwala sie wichura! Dobrze, ze mialam folie na wozek i przynajmniej Jaska moglam uchronic, ale wyobrazcie sobie jak ja musialam wygladac... Ale pomyslalam sobie - co tam, z cukru nie jestem, dziecko w suchym i cieplym, wiec idziemy dalej! Pod nosem przeklinalam wszystkich i wszystko, szczegolnie czerwone swiatla, ktore wlaczaly sie - jak na zlosc co przejscie. Przemoknieta i wygladajaca jak zmora doszlam do sklepu. Widzac gotowe karteczki nawet sie usmiechnelam...Ale moja radosc nie trwala dlugo. Przy kasie zorientowalam sie, ze nie mam zadnego dokumentu potwierdzajacego tozsamosc, a przy odbiorze zdjec itp. takowy jest wymagany. Udalo mi sie jakos przekonac kobiete, ze to moje kartki i obylo sie bez dowodu. W drodze powrotniej Jasko strasznie marudzil, a mna szargaly mysli o dowod osobisty i inne dokumenty, ktore powinny znajdowac sie w moim portfelu, a ktorych tam wlasnie nie bylo. Bylam pewna, ze w takim wypadku albo wypadly mi gdzies w torebce albo zostawilam je w domu. Przeliczylam sie- torebki przeszukane, dom tez, a po dokumentach ani sladu! Wychodzi na to, ze zgubilam! Moja zlosc siegnela zenitu! To byla zlosc do potegi!
Dobrze, ze w tam czasie wrocil nasz Papa do domu, zajal sie krasnoludkiem, a ja moglam sie troche wyciszyc... Pozniej basen, a na koniec dnia udalo mi sie jeszcze spotkac z przyjaciolka ze studiow, ktora akurat byla ze swoja klasa na wycieczce w Berlinie i to sprawilo, ze mamuska poczula sie duzo, duzoo lepiej ;) Okutny piatek zakonczony HAPPY ENDEM! Amen;)