Paskudne wirusy

przez



Na ten weekend cieszylam sie wyjatkowo mocno. Cieszylam sie na spotkanie z rodzicami, siostra, na odpoczynek, na pierwsza przejazdzke Jaska sankami...

Ale nic z tego!
Rodzicow zobaczylam, siostre tez, ale ani nie odpoczelam ani Jasko na sankach nie pojezdzil...

Ale od poczatku...

W sobote z rana wyruszylismy w kierunku Polski. Podroz byla calkiem znosna, Jasko prawie cala droge przespal. Ale jak tylko weszlismy do "dziadkow" maly zaczal przerazliwie kaszlec. Poczatkowo myslalam, ze to przez suche powietrze i zaraz minie. Ale guzik. Wieczorem Jasko zaczal goraczkowac. Jak na zlosc nie wzielam ze soba zadnych lekow, bo przeciez jechalismy tylko na 1 noc.Musialam wiec latac po znajomych i zalatwiac czopki. Noc byla ciezka, maly plakal, co chwile sie budzil.
Rano wsiedlismy w samochod i wrocilismy do domu. Pierwszy raz pozwolilam sobie na b.nieodpowiedzialne zachowanie i przez cala podroz trzymalam spiacego malego na kolanach.
Zamowilismy wizyte domowa, bo ostatnia rzecza o ktorej marzylam bylo tulanie sie z malym po szpitalach.
Lekarz nie potrafil jednoznacznie podac diagnozy. Najprawdopodobniej Jasko ma znow infekcje wirusowa!
Dzis jest juz troche lepiej, ale martwie sie o jego odpornosc!
Przeciez karmilam go piersia, nie przegrzewam go, dbam o niego...a on juz z piec razy zalapal jakiegos wirusa...
Tlumacze sobie, ze to wszystko przez te zeby, bo przeciez on ma juz 12 sztuk i jeden po drugim mu wychodzil. To na pewno ma jakis wplyw na jego organizm...i wlasnie moze stad te paskudne wirusy!!
I don´t know!

A najgorsza jest ta bezradnosc!!!